W pracy zaczął się końcoworoczny galimatias, więc zaniedbałam blog. Stwierdziłam, że im więcej problemów na budowie, tym mniej chce mi się o tym pisać. Ale w skrócie: 17 maja (po miesiącu) w końcu rozliczyliśmy się za tynki. Przesuwajacy się termin doprowadzał nas do szału. Najważniejsze, że skończyli, wielka maszyneria zniknęła sprzed domu. Niestety okienka ucierpiały. Miało być przyjemne mycie w celu oceny widoków, a okazało się, że czeka mnie kilkudniowe doprowadzanie szyb do stanu pierwotnego. Okna były szczelnie oklejone (niby), ale zostały na nich odrobineczki tynku. Namaczanie nic nie dało i zaopatrzyliśmy się w magiczny płyn do usuwania pozostałości cementowych i wapiennych. Problem znika, niestety bardzo wolno. Po dwóch popołudniach okna na dole doprowadziłam do względnego porządku. Mężuś skomentował, że miałam plan na wstawienie jeszcze jednego okna :), więc powinnam docenić, że odwiódł mnie od pomysłu. Jak to dobrze, że tak się o mnie martwi.
W najbliższych dniach ruszy hydraulik - plan na dwa tygodnie. Później zalanie podłóg. Poszukujemy również inspiracji na kuchnię, był plan z barkiem, ale został wymazany z pamięci. Teraz koncepcja na kuchnię w L z małą wyspą. Lodówka też została przeniesiona na inną ścianę i chyba trzeba będzie przesunąć lekko kontakt. Nikt nie mówił, że urządzanie jest takie trudne!
Nadal nie zdecydowaliśmy się na drzwi zewnętrzne: metalowe czy drewniane. Jeśli ktoś ma jakieś wieści, doświadczenie lub nazwę firmy, która ma dobre produkty za rozsadną cenę to prosimy o info. Będziemy wdzieczni za każdą sugestię.