A my już mieszkamy!
W końcu dotarła do nas cywilizacja i mogę uzupełnić blogowe zaległości. Przez kilka ostatnich dni czułam się jak na diabelskim młynie. W sobotę rano zapadła spontaniczna decyzja o przeprowadzce. Wcześniej był plan, że przez tydzień pozwozimy wszystko i na końcu sami się przeprowadzimy. Ale plany są po to, aby je zmieniać. Więc do wieczora trwało wielkie przeprowadzkowe szaleństwo: pakowanie, przewożenie, rozpakowywanie i układanie. I tak kilkanaście razy. O 21 padnięci, ale szczęśliwi zasiedliśmy w salonie. Dziwne uczucie, dzieciaki też zaskoczone obrotem sprawy. W sumie zostało jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, więc nudzić się nie będziemy. Ale długie zimowe wieczory będą zapewne sprzyjały drobnej dłubaninie. Udało nam się zdobyć wszystkie dokumenty potrzebne do odbioru i wczoraj mężuś powiózł je do kierownika budowy. On ma dalej działać. Nasza budowlana machina powoli hamuje, ale tylko na czas zimy. Wiosną zajmiemy się doprowadzaniem terenu wokół domu do porządku.
Teraz należałoby powiedzieć "zapraszam na fotki", ale fotek jeszcze nie ma.
Jutro nadrobimy zaległości i pokazemy nieduże fragmenty naszej rozetki. Pozdrawiamy wszystkich budowlanych pracusiów.
Komentarze